Tyle tam byliśmy i tyle naszym zdaniem na Maltę wystarczy, przynajmniej wybierając się na wyspy wiosną. W tym tycim kraju jest wbrew pozorom sporo do zobaczenia, na pewno warto zagłębić się w jego historię, a przede wszystkim dobrze sobie zjeść (oczywiście wg nas, ludzi z brzuchem bez dna). Zatem chodźcie, zrobimy sobie szybką wycieczkę po tym kraju.
Na Maltę wybraliśmy się w połowie kwietnia (rok temu), zakładając, że będzie tam chociaż trochę cieplej niż w Gdyni (zła odpowiedź – akurat wtedy Gdynia postanowiła, że zrobi sobie lato w środku wiosny). Trochę cieplej było, ale bez szału – musieliśmy być przygotowani na temperatury od krótkich spodenek po lekką kurtkę puchową, bo Malta moi mili to Gdynia x 10 jeśli chodzi o wiatr. Żyjąc nad morzem wiem doskonale co to upierdliwy wicher, który powoduje, że w porównaniu do reszty Polski jesteśmy zawsze w plecy jeśli chodzi o temperaturę latem. Ale Malta nas bije na łopatki, albo po prostu tak trafiliśmy, że bywały dni kiedy szalik i kurtka to za mało, co widać na poniższym zdjęciu:
Anyway, wróćmy do zwiedzania, bo jak się ubrać w kwietniu na Malcie już wiecie. Startujemy od Gozo!
Gozo
– co warto zobaczyć i gdzie jest najlepsza knajpka na wyspie?*
To jest wyspa ciszy. Serio, było tam tak spokojnie, jakby wszyscy wyjechali na wakacje, zostawiając tylko koty na ulicach. Na początku myślałam – dobra, może są w pracy? A może większość to freelancerzy, którzy robią w domu? No i pewnie 90% to domatorzy, którzy nie za bardzo mają ochotę wychodzić ze swojej pieczary, kiedy już się napracują w ciągu dnia. Albo może coś jest nie tak z mieszkaniem na Gozo, skoro co drugi dom jest na sprzedaż? Nie wiem, ani Sherlock ani Watson nie rozwiązali tej zagadki.
W każdym razie na Gozo mieszkaliśmy w jednym z najnajfajniejszych miejsc, w jakich dane nam było się kiedykolwiek zatrzymać. Jest na podium razem z platformą w dżungli na Borneo i samoańską chatką na plaży.
Zakotwiczyliśmy się na trzy dni w miasteczku Qala [czyt. Ala], w tradycyjnym, maltańskim domu, który liczył sobie 400 lat. Zrobiony został, jak zdecydowana większość budowli na Malcie, z bloków wapienno-piaskowych. Tak, trochę się te mury sypały, ale dodawało to tylko uroku chacie. Powiem tyle, że czułam się tam jak w jakiejś fortecy, zwłaszcza, że nasz pokój był na samej górze i dostawaliśmy się do niego wchodząc po turbo krętych schodkach, na których ledwo mieściła się moja stopa z rozmiarem 36. Gdyby nie wiatr (damn you!) na pewno chętnie korzystalibyśmy z dwóch super tarasów wychodzących z pokoju. Na parterze mieściła się kuchnia i uwaga – ciągle była w korytarzu studnia, z której co prawda zrobiono dekorację, ale wciąż. Dom ze studnią! Super!
I tu wchodzi Airbnb całe na biało – jeśli jeszcze nie korzystaliście to macie szczęście i korzystając z tego linku AIRBNB ZNIŻKA -100 PLN dostaniecie zniżkę na pierwszy nocleg. Fajnie? Przy okazji i my dostajemy 50 zł. O kozackich Airbnb pisaliśmy też we wpisie o Meksyku – serio, wiele razy udało nam się przez to poznać ciekawych ludzi albo spać „swojsko” w danym kraju, co traktowaliśmy jako swojego rodzaju atrakcję.
Inne fajne miejsca odkryte przez nas na wyspie to:
Hondoq Bay
Dokąd dotarliśmy pieszką z Qala w jakieś 45 minut, przebijając się przez czyjeś pole nie zważając na znaki „KEEP OUT! NO ENTRANCE!”. Niestety nie chciało nam się bardzo, ale to bardzo cofać pod górę w gorącym słońcu (tak, to był jeden z tych dni, kiedy niespodziewanie przypaliły nam się czoła i nosy), więc cichaczem wleźliśmy w to pole, bo tak nas zaprowadziło Google Maps. Nie nasza wina, przepraszamy cię maltański rolniku!
Z Hondoq Bay odpływają stateczki na Comino i słynne Blue Lagoon, oczywiście wyjątkowo nie w dniu kiedy mieliśmy taką wycieczkę zaplanowaną. Bo wiatr za mocny (bez komentarza) i burza nocno-poranna. Nic to, wypiliśmy kolejną ohydną kawę na Malcie, przygotowaną z KAPSUŁKI i poszliśmy na skałki wypić wino, które dzierżyliśmy w plecaku. Wracając do kaw – trochę już z nas są francuskie pieski, bo po latach nauczyliśmy się co to znaczy dobra kawa, a na Malcie ta wiedza chyba ciągle jest tajna. Tajna, o zgrozo, nawet dla kawiarni! Myśleliśmy, że może jakieś wpływy włoskie, czy coś, będą celebrować picie kawy, ale gdzie tam. Maltańczycy kawę mają głęboko w nosie i tylko w Vallettcie albo Victorii można znaleźć miejsca, gdzie zrobią ją porządnie.
Także Hondoq Bay polecamy nie dla kawy, a dla zacisznego miejsca, ładnych widoczków i fajnego spaceru (niekoniecznie przez pola). W kwietniu ilość turystów znikoma.
Xlendi
Małe miasteczko, składające się chyba głównie z hoteli, ale pięknie położone. W okolicy jest kilka krótkich szlaków do przejścia w spacerowym tempie w 40 minut, z ładnymi widokami na klify, turkusową wodę i jakieś dziwne formacje chyba z piaskowca? Oddalając się od miasta można znaleźć ławki, przy których co poniektórzy piknikowali.
Oprócz widoków, można też dobrze zjeść w schowanej nieco restauracji Te’ Karolina – dobre owoce morza, w tym mule <3
Qala
Miasto na początku oczarowało mnie na maksa, ale podejrzewam, że powodem była architektura Malty, której pierwszy raz miałam okazję się przyjrzeć. Z każdym kolejnym dniem zachwycałam się nią coraz mniej (do czasu aż zobaczyłam Vallettę), bo ileż można wzdychać do pięknych, starych domów, balkonów i wąskich uliczek. ALE Qala to oprócz epickiego noclegu w fortecy, również epicka rodzinna knajpka z trzema stolikami na krzyż. Zjedliśmy w niej pierwszego wieczoru i nie testowaliśmy nawet innych miejsc, bo wszystko tam było pyszne. Od tradycyjnego królika, przez ravioli, pizzę, zapiekany kozi ser, a także lokalne wino i piwo. Do tego w naprawdę bardzo rozsądnych cenach. Aż mi ślinka teraz pociekła, uch. Wpadajcie do Ta’Vestru będąc w Qala!
*Wg badań przeprowadzonych na próbie losowej wynoszącej 2 (słownie: dwie) osoby, posilające się w sumie w 3 (słownie: trzech) innych miejscach na wyspie – w tym w słabych kawiarniach.
Nadur
Kolejne miasto duchów, w którym jedyną większą grupkę ludzi spotkaliśmy w kawiarni na głównym placu. Nie pojechaliśmy tam bynajmniej na kawę, która tak jak w 90% miejsc na Malcie, jest obrzydliwa. W Nadur mieści się malutka, stara piekarnia Maxokk, w której można spróbować dania o nazwie Ftira – czegoś przypominającego pizzę na grubym cieście z nadzieniem. Jest super pyszna!
Malta
– główna wyspa bez spiny, czyli:
Mdina
Co to jest za miasto! Pierwsza stolica Malty, mająca niemal 3000 lat, obwarowana murem obronnym, za którym do tej pory mieszka niecałe 300 osób. Czaicie mieszkać w miasteczku, po którym przechadzali się ludzie w głębokim średniowieczu? To jedno, ale drugie – jaka tam jest atmosfera, to był dla mnie kosmos. Zwłaszcza, kiedy wracaliśmy z restauracji (o której za chwilę), było już ciemno, na ulicach paliły się małe latarenki i było totalnie cicho. Właziliśmy w te wszystkie wąskie, brukowane ulice, wychodziliśmy na dziedzińcach albo przy pięknie oświetlonym kościele. Mega!
Poza tym polecam Vinum Wine Bar & Bistro na terenie Mdiny – wyszukana przeze mnie wcześniej knajpka, okazała się super wyborem. Zasugerowałam się opiniami w Internecie i oświadczyłam Olasowi, że idziemy tam na deskę serów, wędlin i innych pyszności i rzecz jasna wino. Olo nieco obawiał się, że to może być za mało, więc zanim poszliśmy tam na kolację, wsunął jeszcze popularne pastizzi z ricottą, a 30 minut później na stół wjechało to.
Powiem tyle – ja po 20 minutach miałam dosyć, Olek jadł ponad godzinę non stop (powoli, ale wciąż!), a i tak 1/3 z tej deski zapakowaliśmy na wynos i mieliśmy z tego kanapki przez kolejne dwa dni. To był dopiero niezły deal i jaki pyszny!
Blue Grotto
Ponieważ nie zobaczyliśmy jaskiń, które podobno są przy Comino, zdecydowaliśmy się popłynąć łódeczką i zobaczyć jaskinie już na Malcie. Podejrzewam, że jeśli udałoby nam się wcześniej z Comino, to już tutaj byśmy nie przyjechali. Jaskinie, jaskiniami, ale jak przyjemnie się później sączyło wino i kimało w słońcu na skałkach. Wcale nie zabrzmiało to jakbyśmy byli dwoma żulkami? To było kulturalne popołudnie, jakby ktoś miał wątpliwości.
Valletta
Napisałam o niej tyle, że powstał z tego osobny post… kto by się spodziewał. Także jeśli chcecie sprawdzić ciekawe miejsca do odwiedzenia w stolicy Malty, wiedzieć, gdzie zjeść to zapraszam tu – Valletta w niecałe 2 dni.
We wrześniu wysłaliśmy na podobny wyjazd rodziców, a w międzyczasie zdążyłam rozdać wielu osobom link do swojej mapki w Google Maps, na której pozaznaczałam pełno miejsc (do zwiedzenia, do zjedzenia, do relaksu), których nawet w 1/5 nie zobaczyliśmy. Większość jest zdania, że tydzień na Malcie jest wystarczający, więc jeśli szukacie miejsca na względnie tani wypad z większą ilością słońca niż w Polsce to Malta może być dobrym pomysłem. Do tego przemieszczanie się po wyspach jest dziecinnie proste – wystarczy kupić tygodniowy karnet (działa na autobusy na obu wyspach) i sprawdzać rozkład jazdy w Google Maps.
Jeśli miałabym wybierać wyspę, która bardziej przypadła mi do gustu to byłoby to… Gozo, które większość traktuje bardziej jako 1-day-trip. Dla nas z kolei takie wymarłe miasteczka, puste plaże i skałki do picia wina sprawdziły się idealnie 😉 Nie odpuściłabym za to Mdiny i Valletty, pomimo tego, że są bardzo turystyczne, ale przy tym równie ciekawe.
Dużo zwiedziliście jak na tydzień 🙂
jezusie jakie przepiękne zdjęcia! Wybieram się za 2 miesiące na Maltę i szukam inspiracji do zwiedzania i przepadłam na tym blogu 🙂
Właśnie tam wybieram się na urlop za rok 🙂
Moi przyjaciele jadą na Maltę, aby uczyć się angielskiego.