Odwiedzamy pierwszy kraj na naszej trasie. Wszędzie cyrylica, jakieś krzaczki widzę, nic nie rozumiem… tak, jesteśmy w Rosji:)
Do Smoleńska dojechaliśmy przed 6 rano pięknymi kuszetkami pociągu Polonez (więcej napisze o tym Olo w bliżej nieokreślonej przyszłości). Odebrała nas ciocia i kuzyn Olasa, do których wpadliśmy na śniadanie, a dwie godziny później siedzieliśmy już w busie do Diesnogorska – w drodze do Babuli.
To czego nie da się nie zauważyć w rosyjskiej tradycji i gościnności to jedzenie. Jest ono najważniejszą częścią dnia i kończąc jeden posiłek, rozmawia się już o kolejnym i opcjach do wyboru. U Babci opcji było sporo… czasami kończyło się na tym, że zrobiła wszystko o czym rozmawialiśmy i trzeba było kuszać 😉 Wszystko było pyszne, więc chciałam spróbować z każdego dania chociaż trochę, prawie jak 12 potraw na Wigilię. W związku z silnym przywiązaniem do jedzenia, głównie wokół niego kręcił się dzień, przerywany grą w szachy (nie moją, bo jeszcze nie umiem), wypadami na spacery, czy winobraniem na daczy Babuli. Czyli chill w rosyjskim miasteczku. Nawet udało nam się zahaczyć o imprezę z okazji wyzwolenia Smoleńska! I wtedy zauważyłam coś, co różni Rosję od Polski i nie jest to coś oczywistego (przynajmniej dla mnie). Dzieci. Wszędzie było ich pełno od pyrtków w wózkach, przez potupujących pod sceną kilkulatków, po ganiających się nastolatków. Dawno nie widziałam takiego natężenia, serio! Okazuje się, że w Rosji jest niezły socjal na dzieci i jak widać ludzie z tego korzystają:)




Inna rzecz, którą odkryłam w Rosji i myśl o niej towarzyszy mi wszędzie, gdzie jesteśmy, to strażnicy, służba, policja itd., czyli ochrona wszystkiego co może być! Bramki i ziomeczki w mundurach stojący na wejściu na dworzec PKP, PKS, czy metro muszą być ZAWSZE i już. Pan policjant spisujący do wielkiej księgi dane każdego, kto wejdzie na komisariat. Pani w budce strzegąca ruchomych schodów w moskiewskim metrze – no bez niej ani rusz. I obowiązkowa poker face, żeby nie było.
Wracając do wojaży po Rosji – od dzisiaj jesteśmy w Moskwie. Pogoda nie dopisuje, ale łazimy i podziwiamy ogrom tego miasta, obczajamy (głównie Olgierd vel pan Obczajka) ludzi i ulice, no i oczywiście zwiedzamy co zobaczyć musi każdy, kto do Moskwy przybył. Korzystając z couchsurfingu mieszkamy u Aynura, który trzy lata temu przyjechał tu z Kamczatki. Pozytywny i gościnny (a jakże!) człowiek, z którym gadamy trochę po angielsku i rosyjsku. Btw. znajomość rosyjskiego jest bardzo pomocna, bo w wielu sytuacjach ciężko dogadać się z Rosjanami po angielsku.




W Rosji zostały nam do odwiedzenia jeszcze Irkuck i wyspa Olchon, czyli nasz kolejny przystanek po wcześniejszej przeprawie Transsibem. Zobaczymy jak tam stoją z dostępem do Internetu – póki co mamy rosyjską kartę SIM z sieci MTS. Godna polecenia pod kątem zasięgu (do tej pory) i ceny. Zdziwiły nas jednak telefony kilka razy dziennie, które jak się okazało dotyczyły niespłaconego kredytu na kilkaset tysięcy rubli (przez telefon proszą o pana Wladimira!). Ciocia nam powiedziała, że w Rosji, gdy przez 3 miesiące numer jest nieużywany to wraca do obiegu… więc gonią nas za kredyty, a my odbieramy telefony i robimy sobie żarciki gadając do ludzi z banku po polsku.
Słowem: w Rosji jest FUN!
PS. Uczę się czytać cyrylicę, jest mega śmiesznie, czuję się jak dziecko w podstawówce, które literka po literce odczytuje wyrazy. Ale edukacja przede wszystkim!:)
Ale SUPER!
Zazdroszczę i trzymam za was kciuki!
A co jest w tej misce obok pierożków? To po prostu farsz?
Tak, to mięso mielone z cebulą i pieprzem 🙂
Dziękujemy za kciuki, przydadzą się!
Jedzenie wygląda przekozacko! Nic tylko jeść!
A czytanie cyrylicy to fun 😀 Ten moment, kiedy rzucasz okiem na billboard i nie zastanawiasz, co jest napisane, po prostu wiesz! 😛
Trzymamy z moim Olem za Was kciuki i śledzimy z wypiekami na buziach! 🙂
Jo jedliśmy aż nam brzuchy pękały, ale Babcia nie dawała za wygraną i kładła na stół kolejne pyszności. Obecnie przeżywamy detox ;p
Olas ogarnia dobrze cyrylicę, a ja też już coraz szybciej czytam…ale ciągle literuję jak dzieciak ;p
Pozdrowienia z Irkucka! 🙂
Pingback: Moskwa w dwa dni | STO historii
Pingback: Rok w podróży - podsumowanie miesiąc po miesiącu | STO historii